niedziela, 17 lipca 2011

Recenzja - Trylogia "Sen" ("Sen","Mgła" i "Koniec")

Z reguły zaczynam swoje rozmyślania od tego co widać na pierwszy rzut oka, czyli od okładki. Tym razem nie wspomnę o niej, bo okładki całej trylogii nie przypadły mi wybitnie do gustu. Może dlatego niby coś jest, ale jednak to nic godnego uwagi. Chciałabym jednak zwrócić uwagę na objętość pozycji. Każda z nich liczy niewiele ponad 100 stron, co razem daje trochę ponad 300 do podziału na trzy tomy. To zdecydowanie za mało!  Książki tak jak poprzednio „Przyrzeczonych” przeczytałam w formie e-booka, ale myślę, że gdybym miała je kupić, nie zdecydowałabym się na nie właśnie ze względu na małą objętość.

Główną bohaterką trylogii jest Janie Hannagan, którą los obdarzył niezwykle uciążliwym paranormalnym darem. Mianowicie zostaje wciągnięta w sen osoby śpiącej w jej otoczeniu, może się z niego wyrwać, wraz z osobą śniącą. Oczywiście przydarza jej się to w szkole, pracy, a co gorsza nawet wtedy kiedy prowadzi samochód. Jakby miała mało problemów, musi opiekować się swoją matką – alkoholiczną, która znaczna części pieniędzy wydaje na ulubiony napój.  Janie pracując wraz z osobami starszymi naraża się na przeżywanie ich snów razem z nimi.

Wszystkie tomy oprócz podziału na rozdziały, są podzielone na swego rodzaju podrozdziały opatrzone dokładną godziną, dzięki temu można było obliczyć ile czasu dziewczyna znajduje się w czyimś śnie. Pomysł przypadł mi do gustu, jednak w końcu przestałam zwracać na to uwagę i czasami nawet omijałam wiadomości o godzinie.

Lisa McMann napisała książki w dość przyjemy sposób. Język nie jest trudny, wręcz przeciwnie - jest łatwy, przystępny dla czytelnika. Czyta się miło i dobrze, dopóki nie poczujemy zmęczenia tematem.

Musicie wybaczyć, że w jednym poście zamieszczam recenzję wszystkich trzech tomów, jednak nie sądzę, żeby udało mi się wydusić z siebie coś dłuższego o każdej książce z osobna.


Tom pierwszy „Sen”

Mroczny paranormalny dar i miłość dwojga nastolatków w pierwszej powieści bestsellerowej lirycznej i wywołującej dreszcz grozy trylogii.
Siedemnastoletnia Janie widzi cudze sny. Wciągana w nie wbrew własnej woli, staje się przymusowym świadkiem rozgrywających się w nich wydarzeń . Pewnego dnia do klasy przychodzi nowy chłopak... który potrafi kontrolować sny. Ale nawet on może okazać się bezradny, gdy Janie trafi w środek koszmaru. Po raz pierwszy jest kimś więcej niż obserwatorką czyichś makabrycznych fantazji. Jest ich uczestniczką …

Zanim przejdę do krótkiej opinii o tej części, chciałabym zauważyć, że zauważyłam kilka niezgodności w opisie i dzięki temu mam wrażenie, że ktoś kto to pisał jedynie pobieżnie przeczytał książkę. Do klasy nie dochodzi nowy uczeń, który potrafi kontrolować sny. Przecież nikt (przynajmniej początkowo) nie ma wpływu na swoje sny, a co więcej Janie „wpada” właśnie do jego koszmaru.

W tej części poznajemy historię dziewczyny, to jak odkryła swój dar i pierwsze problemy z nim związane. Poza tym Janie bliżej poznaje swojego kolegę Cabela i wkrótce potem nawiązuje się między nimi wątek romantyczny. Oczywiście zanim para będzie ze sobą, czeka ich próba,  którą stanowi zawodowe zadania chłopaka. Tutaj muszę ukłonić się w stronę autorki. Tego zupełnie się nie spodziewałam!


Tom drugi „Mgła”

Niepokojąca zdolność przeżywania cudzych snów coraz bardziej przeraża Janie i jej chłopaka Caleba (to w końcu on jest Caleb, czy Cabel?) . Zwłaszcza teraz, gdy dziewczyna zostaje wciągnięta w wypełnione przemocą koszmary koleżanki z klasy. Jeśli nad nimi nie zapanuje, sama stanie się ich ofiarą. Znaleziony przypadkiem tajemniczy dziennik wyjawia Janie zatrważającą prawdę: można kontrolować sny, lecz za straszliwą cenę.

W liceum Janie zaczyna grasować pedofil i zadaniem pary jest jego zdemaskowanie. Przez strasznie krótką objętość, autorka nie mogła wodzić czytelników za nosy i niestety dość szybko domyśliłam kto nim jest. To raczej działa na niekorzyść książki, jednak mimo wszystko ta część podobała mi się najbardziej. Tutaj znajduję się rozkwit uczucia Janie i Cabela i cieszę się, że nie jest to przesłodzone. Chłopak martwi się o swoją ukochaną i to jest całkowicie zrozumiane.

Tutaj również Janie dowiaduje się, że znała jednego łowcę snów, dostaje akta spraw, które ta osoba prowadziła. Uczy się kontrolować swój dar. Przy okazji znajduje notesik, z którego dowiaduje się jakie konsekwencje niesie za sobą odwiedzanie cudzych snów. Musi dokonać wyboru, jakie życie chce prowadzić dalej…


Tom trzeci „Koniec”

Siedemnastoletnia Janie i jej chłopak Caleb mają nadzieję, że podczas wakacji zdołają zapomnieć o swoim przekleństwie: że nie będą ich prześladować cudze sny. Ale romantyczną sielankę przerywa wiadomość z domu. Po latach zjawił się ojciec Janie, którego dziewczyna nigdy nie widziała. I nigdy nie przeczuwała, że na jakie niebezpieczeństwo narazi ją to spotkanie...

Matka Janie pod jej nieobecność wpada w swego rodzaju szał. Chodzi po ogrodzie w koszuli nocnej i woła swoją córkę, na którą do tej pory nie zwracała uwagi. Wszystko przez telefon ze szpitala i niespodziewane pojawienie się dawnego kochanka i ojca dziewczyny. Przez znaczną część książki Janie rozważa nad możliwościami, które poznała dzięki notesikowi. Unika towarzystwa innych, potrzebuje przestrzeni żeby wszystko przemyśleć.

Możliwe, że sam pomysł na tą część był ciekawy, jednak akcja niesamowicie mi się dłużyła. Czasami miałam ochotę odłożyć książkę i do niej na razie nie wrócić. Być może była to oznaka zmęczenia tematem, bo jakby nie patrzeć przeczytałam całą trylogię w ciągu dwóch dni. „Koniec” pozostawia nam otwarte zakończenie trylogii, każdy z czytelników może dopowiedzieć sobie dalsze losy Janie i Cabela na college’u.


Podsumowując książki tracą przez swoją małą objętość, zanim zdążyłam się w nie wczytać już się kończyło i musiałam rozejrzeć się za kolejną częścią. Czyta je się niesamowicie szybko i początkowo dość przyjemnie, później zaczynało mi się dłużyć. Autorka miała świetny pomysł, jednak wydaje mi się, że potraktowała go jedynie pobieżnie.

czwartek, 14 lipca 2011

Recenzja - "Przyrzeczeni"


Świat Jessiki staje na głowie, gdy w szkole pojawia się osobliwy uczeń z wymiany międzynarodowej, Lucjusz Vladescu. Jest arogancki, natrętny i, no cóż, nieziemsko przystojny. Na domiar złego twierdzi, że Jessica to rumuńska wampirza księżniczka i że na mocy paktu między ich rodami są zaręczeni! Dziewczyna nie chce wierzyć w te rewelacje, jednak kiedy zaczyna wertować Przewodnik dla nastoletnich wampirów po miłości, zdrowiu i emocjach, nachodzą ją wątpliwości…

Czy przeciętna nastolatka to dobry materiał na czarującą wampirzą księżniczkę?


Na widok okładki “Przyrzeczonych” serce zabiło mi szybciej. Obraz dwóch postaci splecionych w luźnym tanecznym uścisku, ubranych w kontrastujące kolory i na dodatek widać wydłużony wampirzy kieł. Jako, że zapragnęłam książki z krwiopijcą w tle przez chwilkę byłam niemalże pewna, że to będzie doskonały wybór.
Właśnie, przez chwilę. Jako potwierdzenie swojego pierwszego wrażenia zerknęłam na opis z tyłu książki. I chwilę później odłożyłam książkę na półkę, stwierdzając, że nie chcę czytać kolejnej w stylu “on - zabójczo przystojny wampir; ona - zwykła dziewczyna itd.” Bicie serce z powrotem mi się unormowało. Ktoś wybitnie skrzywdził książkę takim opisem, który zamiast przyciągać - odstrasza.
Jednak niesamowita okładka nie dała mi spokoju i po powrocie do domu zaczęłam szukać recenzji książki. Momentalnie poczułam, że zrobiła źle nie kupując jej...  Jednak udało mi się znaleźć e-booka i szybko zabrałam się za czytanie.

Bohaterką książki jest siedemnastoletnia letnia Jessica Packwood, a właściwie Anastazja Dragomir. Poznajemy ją jako normalną dziewczynę, uwielbiająca jazdę konną. Po szkole pomaga w stajni, zajęcie zupełnie nie przystające księżniczce, prawda? Z resztą dziewczyna nie wierzy w to, że jest szlachcianką i nie dopuszcza do siebie wiadomości, że wampiry istnieją i sama jest jednym z nich. Jessica jest racjonalistą, dlatego istnienie postaci z horroru jest dla niej zupełnie nie możliwe. Kiedy Lucjusz Valdescu oznajmia jej te wszystkie rewelacje, stwierdza, że jest - delikatnie mówiąc - wariatem. Natomiast chłopak podaje się za ucznia z wymiany międzynarodowej, który ma zamieszkać w domu Anastazji. W rzeczywistości jest rumuńskim księciem, który przyleciał do Stanów by spotkać  się ze swoją narzeczoną. Ich ślub ma połączyć dwa największe wampirze rody w Rumunii, a urczystość ma się odbedzie się po osiemnastych urodzinach dziewczyny. Sprawa się komplikuje, bo Jessica do tej pory nie wiedziała, że jest komuś przyrzeczona, a na dodatek jej serce bije szybciej na widok szkolnego kolegi...

Zdecydowaną zaletą książki jest to, że postacie są prawdziwe. Jessica trzyma się swoich racji, nie przyjmuje do wiadomości istnienia istot z kręgu legend. Zachowuje się dość naturalnie na wiadomość o niecodziennej naturze chłopaka; nie ukrywajmy, że każdy z nas nazwałby osobą twierdzącą, że jest wampirem, wariatem i szybko od niej uciekł.  Lucjusz natomiast jest wytrwały w przekonywaniu do siebie Anastazji. Ma w sobie siłę by walczyć o to, co na mocy paktu należy mu się. Szalenie mi się podoba, że żadne z nich nie jest chodzącym ideałem, ma swoje zalety, ale też wady.

Narratorem książki jest Anastazja, dzięki czemu dokładnie wiemy, jak dziewczyna patrzy na całą tą dziwną sytuację. Poznajemy ją i obserwujemy jej przemianę, jak dorasta do przyjęcia właścwej sobie roli. Akcja jest co jakiś czas przerywana listami Lucjusza do wuja. Za te fragmenty należą się autorce brawa. W zabawny sposób ukazuje spojrzenie chłopaka na nowe otoczenie i jego odczucia w walce o uczucie dziewczyny. Dzięki temu mamy szersze spojrzenie na całą sytuację. Dzięki temu również miałam ochotę potrząsnąć albo Jessice, albo Lucjusza chcąc powiedzieć im to co ja wiem. niestety jest to rzecz niewykonalna.
Akcja książki w znacznej większości opiera się na podchodach pary. Najwięcej zwrotów akcji obserwujemy pod koniec powieści, co wcale nie oznacza, że na początku nudzimy się czytając!

Jedyne co pozostaje mi teraz powiedzieć, to że nie szkoda mi nocy, którą zarwałam czytając tę książkę, ponieważ nie dałam rady przerwać czytania i zmusić się do skończenia książki rano.
Na końcu żałowałam, że to już koniec, na pocieszenie jednak znalazłam informacje o kontynuacji. I jedyne co mi teraz pozostaje to szybki zakup książki, bym mogła bez większych kombinacji wracać do niekórych fragmentów, co więcej skusiłabym się o książkę w wersji angielskiej!

wtorek, 12 lipca 2011

Recenzja - "Letnia akademia uczuć 1. Anna i wodorosty"

Grupa licealistów wyjeżdża z Polski na obóz wędrowny. Są różni, mają różne zainteresowania i problemy, ale wszyscy chcą tego lata przeżyć przygodę nad ciepłym morzem. I przeżywają ją rzeczywiście - poznają obcy kraj, miłość, która nie dla wszystkich jest łatwa i beztroska, ale pozwala im otworzyć się na innych i lepiej poznać siebie.

Jeden z bohaterów, Bogdan, wraca z wakacji sam, bo jego nagła, tajemnicza i dramatyczna miłość okazała się najtrudniejsza. Inni, odmienieni przez konieczność większej samodzielności, nie są już sami.

Wrażliwa i subtelna Małgorzata wiezie w sercu nie tylko wspomnienie osamotnionych miejsc na plażach... 


„Letnia akademia uczuć” autorstwa Hanny Kowalewskiej jest dla mnie swego rodzaju powrotem do takich typowo młodzieżowych książek. Ostatnio zaczytywałam się w paranormal romance, klasyce romansu czy też z braku czasu na cokolwiek innego, pozycji z listy lektur. Muszę też przyznać, że raczej nie przepadam za takimi książkami chociaż by dlatego, że autorzy nie wiedzą jak mówi młodzież, jak się zachowuje. Ale o tym później.
Książkę kupiłam pod wpływem chwili i zapewne też dlatego, że nie mogłam się zdecydować, co chcę zabrać do domu. Do tej pory nie wiem czy to był zupełnie trafny zakup…

Książka ma dość prostą fabułę – grupa uczniów wyjeżdża na obóz wędrowny do Bułgarii pod opieką jednego z nauczycieli. Zaczynają się kłótnie, swego rodzaju intrygi i w końcu pierwsze zauroczenia i miłości. Jest to zasługą dość pokaźną liczbą bohaterów. Obserwujemy „zaprasowaną” Kasię, córkę Kłapołucha – opiekuna grupy, zabawnych bliźniaków Freda i Alberta, aż za idealnego Bogdana, cichą Margot, podrywacza Marcina… i wielu innych! Istny przegląd charakterów i przykładów zachowań. Jest ich tylu, że czasami miałam wrażenie lekkiego zagubienia w całości.
Jeśli jesteśmy już przy bohaterach, to niestety przy niektórych postaciach miałam wrażenie, że autorka przesadza. Nie uwierzę, że istnieje licealista mający niemalże idealne oceny, przy czym znajduje czas na chodzenie do kina, na wystawy z przyjaciółką i spotykanie się z dziewczyną. Chodzący ideał, nieprawdaż? Możemy też obserwować skrajnie fajtłapowatą Bożenkę, która albo coś gubi, albo sama się gubi. Poza tymi dwoma przypadkami reszta obozowiczów jest całkiem zgrabnie wykreowana.
Język jakim posługują się bohaterowie też nie do końca odpowiada mi do grupy nastolatków. Momentami miałam wrażenie, że mówią aż zbyt poważnie jak na swój wiek.

Z pewnością na uwagę zasługują niezwykle plastyczne opisy Bułgarskich kurortów i atrakcji. Czytając niemalże potrafiłam sobie wyobrazić kolor zachodu słońca, czy też wygląd zabytków. Przy okazji nie były to wybitnie długie, co sprawiało, że nie zdążyłam się nimi znudzić. 

„Letnia akademia uczuć” jest napisana dość przyjemnie i lekko. Tak samo też ją się czyta. Momentami bywało zabawnie, choć nie powiem, żeby wywołała u mnie chichot, raczej uśmiech na twarzy. „Annę i wodorosty” połknęłam w dwa popołudnia i był to raczej miło spędzony czas. Nie zamierzam jednak ukrywać, że książka zapewne bardziej spodobałaby mi się co najmniej dwa lata temu, a teraz momentami mnie nużyła. Okres pierwszych miłości mam już za sobą, więc nie jest to dla mnie ciekawy temat. I co za tym idzie – zapewne już do niej nie wrócę. Tak samo jak nie zdecyduję się na zakup drugiej części „Akademii…”.