wtorek, 12 lipca 2011

Recenzja - "Letnia akademia uczuć 1. Anna i wodorosty"

Grupa licealistów wyjeżdża z Polski na obóz wędrowny. Są różni, mają różne zainteresowania i problemy, ale wszyscy chcą tego lata przeżyć przygodę nad ciepłym morzem. I przeżywają ją rzeczywiście - poznają obcy kraj, miłość, która nie dla wszystkich jest łatwa i beztroska, ale pozwala im otworzyć się na innych i lepiej poznać siebie.

Jeden z bohaterów, Bogdan, wraca z wakacji sam, bo jego nagła, tajemnicza i dramatyczna miłość okazała się najtrudniejsza. Inni, odmienieni przez konieczność większej samodzielności, nie są już sami.

Wrażliwa i subtelna Małgorzata wiezie w sercu nie tylko wspomnienie osamotnionych miejsc na plażach... 


„Letnia akademia uczuć” autorstwa Hanny Kowalewskiej jest dla mnie swego rodzaju powrotem do takich typowo młodzieżowych książek. Ostatnio zaczytywałam się w paranormal romance, klasyce romansu czy też z braku czasu na cokolwiek innego, pozycji z listy lektur. Muszę też przyznać, że raczej nie przepadam za takimi książkami chociaż by dlatego, że autorzy nie wiedzą jak mówi młodzież, jak się zachowuje. Ale o tym później.
Książkę kupiłam pod wpływem chwili i zapewne też dlatego, że nie mogłam się zdecydować, co chcę zabrać do domu. Do tej pory nie wiem czy to był zupełnie trafny zakup…

Książka ma dość prostą fabułę – grupa uczniów wyjeżdża na obóz wędrowny do Bułgarii pod opieką jednego z nauczycieli. Zaczynają się kłótnie, swego rodzaju intrygi i w końcu pierwsze zauroczenia i miłości. Jest to zasługą dość pokaźną liczbą bohaterów. Obserwujemy „zaprasowaną” Kasię, córkę Kłapołucha – opiekuna grupy, zabawnych bliźniaków Freda i Alberta, aż za idealnego Bogdana, cichą Margot, podrywacza Marcina… i wielu innych! Istny przegląd charakterów i przykładów zachowań. Jest ich tylu, że czasami miałam wrażenie lekkiego zagubienia w całości.
Jeśli jesteśmy już przy bohaterach, to niestety przy niektórych postaciach miałam wrażenie, że autorka przesadza. Nie uwierzę, że istnieje licealista mający niemalże idealne oceny, przy czym znajduje czas na chodzenie do kina, na wystawy z przyjaciółką i spotykanie się z dziewczyną. Chodzący ideał, nieprawdaż? Możemy też obserwować skrajnie fajtłapowatą Bożenkę, która albo coś gubi, albo sama się gubi. Poza tymi dwoma przypadkami reszta obozowiczów jest całkiem zgrabnie wykreowana.
Język jakim posługują się bohaterowie też nie do końca odpowiada mi do grupy nastolatków. Momentami miałam wrażenie, że mówią aż zbyt poważnie jak na swój wiek.

Z pewnością na uwagę zasługują niezwykle plastyczne opisy Bułgarskich kurortów i atrakcji. Czytając niemalże potrafiłam sobie wyobrazić kolor zachodu słońca, czy też wygląd zabytków. Przy okazji nie były to wybitnie długie, co sprawiało, że nie zdążyłam się nimi znudzić. 

„Letnia akademia uczuć” jest napisana dość przyjemnie i lekko. Tak samo też ją się czyta. Momentami bywało zabawnie, choć nie powiem, żeby wywołała u mnie chichot, raczej uśmiech na twarzy. „Annę i wodorosty” połknęłam w dwa popołudnia i był to raczej miło spędzony czas. Nie zamierzam jednak ukrywać, że książka zapewne bardziej spodobałaby mi się co najmniej dwa lata temu, a teraz momentami mnie nużyła. Okres pierwszych miłości mam już za sobą, więc nie jest to dla mnie ciekawy temat. I co za tym idzie – zapewne już do niej nie wrócę. Tak samo jak nie zdecyduję się na zakup drugiej części „Akademii…”.

1 komentarz:

  1. Olu nie wiedziałam ,że masz bloga ! Oczywiście obserwuję ! Uwielbiam czytać Twoje i Oli recenzje ! Macie do tego talent !

    Pozdrawiam ! :*

    Kasia z love-arts :D

    OdpowiedzUsuń